WROCŁAW. Danser Encore Wrocław 26 maja 2021. 12 057 wyświetleń•27 maj 2021. zosia .B. 1 dzień temu. Wrocławianie jesteście cudowni. Mam nadzieje, że inne polskie miasta pójdą waszym śladem.
Przełom roku wykorzystałem, żeby zainwestować w siebie, czyli – jak mówi Lech Wałęsa – „doładować akumulator” i właściwie przez cały tydzień obcowałem ze sztuką. W czasie zalewie jednego tygodnia oglądałem ogromne wystawy malarstwa i rzeźby Tadeusza Dominika, w warszawskiej Królikarni, a następnie Josepha Beuysa, Paula Klee i Jeffa Koonsa – wszystkie w Berlinie. Do tego w pociągu skończyłem czytać ogromny ‘Buch’ Simona Montefiore, „Potiomkin” – znakomitą książkę, którą gorąco polecam. Podobnie jak wspomniane wystawy. To, co napiszę poniżej, to zapiski ignoranta, proszę nie traktować tego zbyt serio, to notatki ślepego o kolorach, gdyż na sztuce się nie znam, ale stosunkowo dużo jej konsumuję. Na wystawę Dominika (ur. 1928 r.) poszedłem z trzech powodów: Agnieszka Osiecka miała jeden jego obraz, więc z nim obcowałem, przedstawia kolorowe plamy albo nieregularne koła, które mi się początkowo nie podobały, nie znając twórczości Dominika, nie wiedziałem ‘co jest grane’, a właściwie ‘co jest malowane’. Powód drugi, to że miałem przyjemność poznać Tadeusza Dominika dzięki KTT, i to właściwie Toeplitz, doskonały znawca sztuki, powinien pisać te słowa, a nie ja. Wreszcie, ‘last but not least’, Tadeusz Dominik jest jednym z naszych najbardziej znanych malarzy współczesnych. Jak przeczytałem w gazecie, jest rekordzistą pod względem ilości wystaw indywidualnych, gdyż – jak sam mi zwrócił uwagę – wystawia od 1955 r., w rok później jego drzeworyty reprezentowały już Polskę na biennale w Wenecji. W Królikarni można obejrzeć wielką retrospektywę Dominika, od wczesnych drzeworytów i rysunków ( ‘Autoportret w czapce’, o którego istnieniu – jak mi powiedział – sam malarz zapomniał), po prace z ostatnich lat. Na tej wystawie ‘zrozumiałem’ owe koła, obok których przechodziłem obojętnie, zanim nie zapoznałem się bliżej z twórczością artysty. Jego głównym źródłem inspiracji jest natura, przyroda, pejzaż. Oglądając obrazy Dominika na przestrzeni lat widzimy ewolucję od pejzażu (wisi tam ‘różowy pejzaż’ za który dużo bym dał, gdybym miał…), po poszczególne jego elementy, które się wybijają i zaczynają dominować – drzewo, krzak, kwiat, Słońce – zmieniać się, deformować się, a niektóre nabierają kształtu koła. Są to koła inne niż u Fangora, nie tak regularne, geometryczne, bardziej wyrosłe z przyrody. Nareszcie znalazłem swój sposób, żeby na nie patrzeć. Kto może – temu radzę wybrać się do Królikarni. ‘Świat Dominika to ogniste słoneczne koła, kwiaty, patyki w płocie, dzbany, bochny chleba, trawa” – pisał Zbigniew Herbert, nie byle jaki znawca sztuki, autor ‘Barbarzyńcy w ogrodzie’. Po wyjściu ‘z Dominika’ pojechałem na weekend pociągiem do Berlina, który wprost pęka od sztuki. Byłem w trzech muzeach, na kilku wystawach, i przed każdym kolejka stała aż na ulicy. W ‘Martin-Gropius-Bau’ trafiłem na wystawę fotografii Richarda Avedona (1923-2004), jednego z najbardziej znanych fotografików moich czasów. Są tam jego najsłynniejsze fotografie, modelka Dovima w długiej sukni, po obu stronach której stoją dwa słonie. Avedon spowodował rewolucję w fotografii mody, fotografował modelki na ulicach, w ruchu, w mieście, a nie tylko w studio. Fotografował modę dla najważniejszych czasopism, zwłaszcza ‘Vogue’. Spowodował, że jego fotografie mody żyły własnym życiem, same stawały się dziełami sztuki. Był także autorem wielu portretów, „mógł mieć każdego”, pozowali mu wszyscy – od Picassa i Chaplina (w przeddzień emigracji z USA) po prezydenta Eisenhowera. Był także autorem fotografii zbiorowych, wisi na wystawie „Andy Warhol i członkowie Fabryki” (tak Warhol nazywał swoją pracownię i grupę), a także cykl fotografii reporterskich – sylwester pod Bramą Brandenburską 1989, w roku jej obalenia. Plakat wystawy Andy Warhola. (Fot. Pass) Pamiętam, jak jakieś 20-30 lat temu tygodnik ‘The New Yorker’, najbardziej prestiżowy ze wszystkich, który przez wiele lat szczycił się tym, że nie zamieszcza żądnych fotografii, zrobił wyłom w swojej tradycji, nie mógł już ignorować zmian w mediach, i w każdym numerze zamieszczał jedną fotografię – portret zrobiony specjalnie w tym celu przez Avedona. Kiedy już mamy wrażenie, że Avedon fotografował tylko znanych ludzi i piękne modelki we wspaniałych kreacjach, otwiera się przed nami kolejna sala i kolejny rozdział: portrety zwykłych ludzi z zachodnich stanów USA. Bez żadnego tła, bez inscenizacji, bez kostiumów, patrzą nam w oczy zwykli Amerykanie, ani piękni, ani znani, zwyczajni. Są nawet więzienne portrety morderców, których opisał Trumana Capote w książce ‘Z zimną krwią’ (portret Trumana Capote też jest, ale w pierwszej sali…). Andy Warhol – portret Trumana Capote. (Fot. Pass) Można także obejrzeć video o Avedonie i jego pracy. Obok – jedyna praca kolorowa, Nastazja Kinsky, w pozycji leżącej, na niej leży wąż, który całuje piękna aktorkę w ucho. ‘Szkoda, że państwo tego nie widzą’, jak mawiali radiowi sprawozdawcy sportowi, kiedy nie było jeszcze telewizji. Wystawa czynna do 19 stycznia! Kto żyw, niech tam biegnie. Mogą Państwo nie uwierzyć, ale w Berlinie są dziś do obejrzenia co najmniej trzy wystawy wielkich artystów amerykańskich – Avedona, Andy Warhola i Jaffa Koonsa. Prace Warhola obejrzałem w Hamburger Bahnohof – starym dworcu przerobionym imponująco na muzeum sztuki współczesnej – prawie naprzeciwko dworca głównego Hauptbahnhof. Krótko mówiąc, jest to retrospektywa, od ‘Złotego pantofelka” poprzez puszkę zupy pomidorowej Campbell Soup , aż po gigantycznego Mao Tse-tunga i Lenina. Andy Warhol – Mao. (Fot. Pass) Posługując się techniką sitodruku (serigrafii) Warhol malował amerykańską rzeczywistość i jej idoli, gwiazdy – Marlona Brando, Liz Taylor, Elvisa Presleya, a także masowe produkty i przedmioty życia codziennego. Był kapłanem i krytykiem kultury masowej, masowej konsumpcji, a nawet cywilizacji mas – tego, co przepowiedział Ortega y Gasset. Dwa kroki od Warhola, w tym samym Hamburger Bahnhof, rozłożyła się gigantyczna wystawa Josepha Beuysa (1921-1986), niemieckiego rzeźbiarza, teoretyka sztuki, działacza społecznego, dla Niemców – jednego z największych twórców współczesności. Dla niego sztuka nie miała granic, nie było granicy pomiędzy sztuka a jej twórcą, każdy był artystą, wszystko było sztuką, nawet produkty nietrwałe (na jednej z kompozycji oglądamy słoninę), a także błahe, jak tekturowe pudełko czy filcowy garnitur. Muzeum Sztuki Współczesnej w dawnym Hamburger Bahnhof. Wystawa prac Josepha Beuysa „Rewolucja to my”. (Fot. Pass) Nie ma w tym nic „ładnego”, nic do podziwiania, za to wiele do myślenia, kontestacja sztuki rozumianej tradycyjnie, wystawa trudna, dla widza wyrobionego, oswojonego, ale dla Niemców to coś więcej, gdyż kolejka na mrozie była gigantyczna. Niemcy wiedzą więcej o tym artyście, wiedzą np., że jako pilot Luftwaffe podczas II wojny został zestrzelony nad Rosją i tam ocalony przez miejscową ludność, którzy w jego rehabilitacji stosowali naturalne produkty, miód i słoninę (ciekawe, skąd je mieli). Stąd naturalne produkty w późniejszych kompozycjach artysty. Dla Niemców Beuys to papież (jak u nas Kantor) – dla wielu z nas to nazwisko i dzieło nieznane. Cieszę się, że to widziałem, ale nie jest to mój ‘cup of tea’. Nie patrzę na to jednak ‘z góry’, staram się z własnej ignorancji nie czynić cnoty. Na koniec – ‘łatwizna”. W wielkim hallu Neue Nationale Galerie wystawa Jeffa Koonsa (ur. 1955) – jednego z najbardziej znanych twórców amerykańskich. Na tej wystawie zgromadzono kilkanaście prac, które wyglądają jak dmuchane baloniki w kształcie serduszka, konika, zająca, tulipanów, czy jajka na miękko, z którego obcięto jeden koniec. Faktycznie jednak te kolorowe baloniki kilkumetrowej wielkości, choćby czerwone wiszące serce na złocistej wstążce, wykonane są ze stali chromowanej i powlekanej na kolorowo. Ogromny jest kontrast pomiędzy ‘balonikami’, które oglądamy, a materiałem, z którego zostały wykonane. Przeczytałem, że ‘Wiszące serce’ osiągnęło na aukcji 23 mln dolarów. Podobnie jak w przypadku Warhola jest to kwintesencja sztuki masowej, kicz i drwina z kiczu. Pięknie to wygląda w hallu, który jest główną salą wystawową budynku zaprojektowanego przez wielkiego architekta niemieckiego Mies van der Rohe. Gorąco polecam! Ale proszę nie myśleć, że to wszystko! W tym samym muzeum w podziemiu ogromna wystawa Paula Klee (1879-1940), mrok, atmosfera skupienia, nastrój zupełnie inny niż jarmarczne baloniki piętro wyżej. Już plecy i krzyż bolą od oglądania, a człowiek by oglądał, i oglądał, tyle jest sztuki w Berlinie. Idźcie tą drogą! *** PS. Jeszcze raz dziękuję za życzenia noworoczne dla naszego bloga. ‘Jacek’ żałuje, że uchyliłem się od rozmowy w telewizji o M. F .Rakowskim w dniu jego śmierci. Jako zasada – ma Pan rację: Trzeba bronić swoich przekonań, ale gdzie, kiedy i z kim? Tego dnia ‘dyskusja’ z Bronisławem Wildsteinem byłaby chyba ponad moje siły. To, co miałem od razu do powiedzenia o Rakowskim, napisałem natychmiast na blogu i w „Polityce”. Żałuję, że obok listu Helmuta Schmidta nie ukazały się w druku w „Polityce” listy od b. prezydentów Weizsaeckera i Gorbaczowa, przysłane po śmierci MFR, ale są do przeczytania w Internecie. ‘Jasny Gwint’ i ‘Wodnik’ pytają o przyszłość miesięcznika ‘Dziś’. Jak się dowiaduję – nic nie wiadomo. ‘Kruk’ – dziękuję za limeryk.W odróżnieniu od moich kolegów po klawiaturze nie cieszyłem się z wyboru Bronisława Wildsteina na prezesa TVP. Powiem więcej: pomyślałem sobie, że to koniec Bronka jako publicysty. Na szczęście nasz wielki kolega wyszedł z opresji obronną ręką, bo udawał pierwszą naiwną i w porę został zwolniony. Bronek poleciał i tzw. „niezależni publicyści” leją krokodyle łzy nad decyzją premiera. A przecież nie od dziś wiadomo, że gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Nie po to Jarosław Kaczyński namaścił Bronka na prezesa telewizji publicznej, żeby ten udawał pierwszą naiwną. Bronek miał wykonać zadanie: dać głos politykom, ustalić właściwe parytety, powstrzymać dziennikarzy od zadawania kłopotliwych pytań i – w konsekwencji – przyczynić się do poprawy notowań koalicji rządzącej. A że zamiast wziąć się do roboty, opowiadał bajki o wolnych mediach i – co gorsza – próbował je wcielać w życie, więc został odwołany. Scenariusz stary jak dzieje realpolitik. Można mieć pewność, że w analogicznej sytuacji tak samo jak Kaczyński zachowałby się przywódca każdego rządu na świecie. Oczywiście, gdyby miał równie silny wpływ na radę nadzorczą telewizji. Na łamach „Dziennika” Michał Karnowski pisze o premierze: „Myślałem, że facet, który widzi obrzydliwość upartyjnionych przez postkomunistów mediów i ma odwagę od lat o tym mówić, będzie choć trochę inny od poprzednich premierów”. A ja myślałem, że już nikt nie ma złudzeń co do horyzontów ludzi sprawujących władzę. Właśnie: horyzontów, a nie dobrej czy złej woli. Sęk w tym, że dzisiejsi politycy nie są w stanie kierować się ideałem wolności mediów, bo w ogóle nie rejestrują tego poziomu. Jeśli mówią o obrzydliwym upartyjnieniu telewizji, chodzi im o to, że rządzą nią przeciwnicy polityczni, a nie oni sami. Ktoś, kto zajmuje się grą polityczną, zawsze będzie potrzebował mediów i innych instytucji kultury do zabezpieczenia partyjnych czy koalicyjnych interesów. Cel tej gry, rzecz jasna, nie musi być zły. Może nim być np. zapewnienie państwu mocnej pozycji w Europie, oczyszczenie go z postkomunizmu czy realne ograniczenie przestępczości. Nie zmienia to faktu, że dla polityków media były, są i będą potencjalnym narzędziem, a nie wartością samą w sobie. Można naturalnie próbować tłumaczyć premierowi, że w dłuższej perspektywie taka strategia się nie opłaci i że lepiej byłoby pozwolić mediom tworzyć wiarygodny obraz kultury, żeby doraźna polityka znajdowała zakorzenienie w czymś głębszym niż wodzowska wizja. Zdroworozsądkowe w gruncie rzeczy pomysły PiS mogłyby znaleźć potężnego sojusznika w postaci zrekonstruowanego przez media systemu wartości: tradycja, religia, wspólnota, rodzina, wolny rynek, itd. Szanse braci Kaczyńskich na kolejne wyborcze sukcesy z pewnością rosłyby wraz z utrwalaniem się tego porządku rzeczy w świadomości Polaków. I nawet po przegranych wyborach – co wbrew pozorom kiedyś nastąpi – bracia nie staliby na spalonej ziemi. Nadzieje, że taka argumentacja może trafić do premiera, są jednak płonne. Mówił dziad do obrazu, aż obraz nie wytrzymał i krzyknął: „Spieprzaj dziadu!”. Żeby formacja intelektualna stała się naprawdę kulturotwórcza, trzeba uszanować jej wolność i nie oczekiwać, że będzie złożona z salonowych piesków. Trzeba pogodzić się z tym, że sprzymierzeńcy w kwestiach aksjologicznych będą formułować niezależne sądy w sprawach doraźnej polityki i bez taryfy ulgowej potraktują każde nadużycie władzy. Należy też przyjąć do wiadomości, że w ukazywanym przez nich obrazie świata polityka będzie tylko ubogą krewną cywilizacji i kultury, a jeśli ta inwestycja przyniesie wymierne korzyści wyborcze, to dopiero po kilku lub kilkunastu latach Czy bracia Kaczyńscy są w stanie zgodzić się na takie warunki? Przypuszczam, że wątpię. Oni wierzą, że aby zostać mężem stanu, wystarczy mieć osobistą wizję i uprawiać realpolitik, a media są dobre tylko wtedy, kiedy służą tym nadrzędnym wartościom. W odróżnieniu od Michała Karnowskiego nie czyniłbym jednak z tego zarzutu, bo tak myślą wszyscy politycy. I lepiej, że rządzą nami antykomuniści niż sojusz postkomunistyczno-antylustracyjny, który specjalizuje się w praniu mózgów. Niewątpliwie akurat w tej sprawie coś w Polsce drgnęło i może nasze dzieci nie będą już się zastanawiać, czy Wojciech Jaruzelski był bohaterem czy zdrajcą. Pomysł odfałszowania polskiej historii przez rozliczenie z komunizmem jest przez braci Kaczyńskich realizowany, bo zawsze był obecny w ich wizji. „Wolność mediów” czy inne „przywrócenie polskiej kulturze właściwych hierarchii” to już postulaty mniej poważne, bo wizja nigdy ich nie zakładała. Trudno doszukiwać się tu złej woli naszych wodzów; to raczej skutek ich ograniczonych zainteresowań. Gdyby Lech był dziennikarzem, a Jarosław polonistą, ich wizja z pewnością byłaby bogatsza niż dziś. Osobiście nie dziwię się prawnikom, że nie mają pojęcia o kulturze. Niech dalej robią swoje, odcinając peerelowską pępowinę, ścigając bandytów i nie dając sobie w kaszę dmuchać Rosjanom czy Niemcom. Przecież nie muszą od razu pretendować do literackiej Nagrody Nobla, jak kiedyś – z powodzeniem zresztą – czynił to Winston Churchill. Michał Karnowski jest trochę młodszy ode mnie i może dlatego do wczoraj konfrontował politykę z ideałami. Mnie od czasów legendarnego AWS już nic nie zdziwi. Podejrzewam, że gdyby jutro bracia Kaczyńscy poparli np. paradę równości, wzruszyłbym ramionami. Dlatego – w odróżnieniu od moich kolegów po klawiaturze – nie cieszyłem się z wyboru Bronisława Wildsteina na prezesa TVP. Powiem więcej: pomyślałem sobie, że to koniec Bronka jako publicysty. Na szczęście nasz wielki kolega wyszedł z opresji obronną ręką, bo udawał pierwszą naiwną i w porę został zwolniony. Oby ta krótka historia romansu człowieka kultury z polityką była przestrogą dla innych. Dopóki o obsadzie stanowisk w TVP decydują przedstawiciele partii, nie wchodźmy w ten interes. Zostańmy w niezależnych mediach, którymi rządzi głównie logika rynku. Zresztą popatrzmy na Bronka. Tak się odgrażał, że zreformuje telewizję, a wrócił z tego Woronicza bez sukcesu i kompletnie wycieńczony. To już lepiej prowadzić redakcyjnego bloga. Stres niewielki, niezależność gwarantowana, a i wierszówka wpadnie.
Aug 5, 2020 - Explore Mathew Ihasz's board "Zdzislaw Beksinski" on Pinterest. See more ideas about zdzisław beksiński, beksiński, surreal art.Lista słów najlepiej pasujących do określenia "mówił do obrazu":DZIADCHŁOPFAKSWILKSZAKALROCHKAWALERAKTWERNIKSSKANBLEJTRAMSEBASTIANMODELSKANERPOWRÓTHIERONIMCELOWNIKMONITORIKARPALETA
"Przemówił dziad do obrazu" : historia pewnej polemiki Creator: Sadlik, Magdalena (1973- ) Autor Contributor: Uniwersytet Pedagogiczny im. Komisji Edukacji Narodowej (Kraków) Subject: Kudliński, Tadeusz (1898-1990) DBN, Krytyka teatralna DBN, Teatr polski DBN, Kraków (woj. małopolskie) DBN Coverage: 1901-2000, 1918-1939 Description:Aktualnie odbywa się ostatni etap walki o nas, o nasze zdrowie, o nasze być, albo nie być. Trwa bezwzględna cicha wojna, której nawet nie widać. Przeciętny zjadacz chleba nie widzi tego, że jesteśmy w kleszczach korporacji produkujących żywność, leki i szczepionki, że to te korporacje dyktują prawa naszym politykom i to one praktycznie rządzą. GMO –żywność genetycznie modyfikowana jest elementem tej wojny. Kto ma żywność ten wygrał. Są jeszcze inne elementy tej gry, ale skupię się tymczasem na GMO. Polskie społeczeństwo, oszukiwane i nie informowane przez obce, polskojęzyczne media, kompletnie jest nieświadome co się tak naprawdę dzieje w kuluarach sejmowych i na scenie politycznej. „Naukowcy”, sponsorowani przez wspomniane korporacje biorą udział w tym oszustwie. Jolanta Dal, Jadwiga Łopata i sir Julian Rose -22 listopada 2017 w Sejmie 22-go listopada 2017 roku uczestniczyłem w debacie sejmowej na temat GMO –roślin modyfikowanych genetycznie, które „nasz” podległy Unii i korporacjom rząd usiłuje nam podstępnie wprowadzić na nasz rynek. Spotkanie było wymuszone przez niezależne środowisko ekologów, rolników i naukowców –kibicuje nam prof. dr. hab. Stanisław Wiąckowski z Kielc, który z uwagi na swój wiek nie mógł być obecny w Warszawie. Profesor powiedział, że żaden z tych „wielkich” polityków i posłów nie ma wiedzy na temat GMO, żaden nie zaopatrzył się w fachową książkę, ani literaturę. Podpisują jak leci -GMO, szczepienia, CETA i inne ustawy, które im urzędnicy unijni, albo korporacyjni lobbyści podsuwają. A przecież oni też chorują, mają dzieci, wnuki i też jedzą produkowaną w Polsce żywność. Wczorajsze spotkanie było już trzecie z rzędu, rozpoczęło się ono jeszcze we wtorek. Zostaliśmy szumnie nazwani Stroną Społeczną, jako, że ruch ten nie jest zorganizowany, ani ujęty w jakieś partyjne ramy. To po prostu, oddolny samorzutny Ruch Wolnych Ludzi, których jest już tysiące w całej Polsce. Ruch ludzi, którzy dość już mają kłamstw i oszustw –dość gadania dziada do obrazu. Tym razem, m. in dzięki pomocy kibicującemu nam posła z Kukiz 15 –pana dr. Jarosława Sachajko, (który aktualnie pełni funkcję Przewodniczącego Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi), zostaliśmy wpuszczeni na teren Sejmu –cała nasza ok. 100 osobowa grupa. Wielu z nas przyjechało z dalekich stron Polski; wrocławskie, koszalińskie, rzeszowskie, krakowskie, lubelskie, itd… Wszyscy na własny koszt, bez żadnego wsparcia! Przedstawię tylko kilku aktywistów z tego ruchu: Jadwiga Łopata z partnerem sir Julianem Rose –rolnicy ekolodzy (ze Stryszowa k. Krakowa), którzy działają już od kilkunastu lat w obronie polskiej wsi przed GMO… twórcy „Międzynarodowej Koalicji dla ochrony Polskiej wsi” Obecnie realizują wielki projekt po nazwą „Słoneczna Polska”, którego celem jest promowanie gospodarstw Eko -agroturystycznych, nie tylko produkujących dobrej jakości żywność ale również dbających o środowisko naturalne, korzystając z odnawialnych źródeł energii. Robert Wagner, wspaniały rolnik z Kotliny Kłodzkiej, który potrafi na 10-ciu hektarach produkować wspaniałą, zdrową żywność bez sztucznych nawozów i bez herbicydów. Grupa rolników z Pomorza –Ekoland, Koszalińskie, Jolanta Dal –aktywistka rolna z Podkarpacia… Teresa Garland z Krakowa… Janusz Zagórski –NTV, który wszystko filmował i natychmiast umieszczał na Youtub-ie… Dziękujemy wszystkim wspaniałym aktywistom, którzy przybyli na posiedzenia podkomisji i komisji w sprawie GMO. Dziękujemy za wspaniałą obronę Polski wolnej od GMO. Dalej nie ma wiążących decyzji w sprawie zakazu upraw, bowiem posiedzenie komisji zostało przerwane. Zyskaliśmy trochę czasu, aby jeszcze lepiej przygotować się do kolejnych potyczek i posiedzeń. Kolejne posiedzenie komisji w sprawie ustawy o GMO prawdopodobnie odbędzie się 6 grudnia. Lista zagrożeń wynikających z wprowadzenia upraw GMO jest b. długa –to po pierwsze element depopulacji naszego narodu, to element gry o nasze zdrowie. GMO to zamach na naszą polską żywność, na nasze rolnictwo oraz zdrowie… Na posiedzeniu, w którym uczestniczyłem padały ze strony sejmowej często takie słowa: dyrektywy, procedury, rozporządzenia, komisja europejska, wnioski z procedur, regulacje, dynamiczny proces, kryteria monitorowania, itd… Pod płaszczykiem mądrych sformułowań mamy kontynuację nowomowy z czasów najgorszego terroru komunistycznego… Rząd chce oszukać wszystkich Polaków i podstępnie wprowadzić na terytorium Polski GMO razem z diabelskim dodatkiem - niezwykle groźnym dla naszego zdrowia i życia - herbicydem Roundap, zawierającym truciznę chemiczną -glifosat, który kumuluje się w organizmie, wraz ze spożywanymi warzywami, owocami, i innymi produktami. GMO to depopulacyjna bomba z opóźnionym zapłonem, która uderzy wkrótce w nas wszystkich, w nasze dzieci i wnuki. -Tadeusz Strzępek Notatka od Jadwigi Łopaty: Dostaliśmy potwierdzenie od Przewodniczącego Komisji Rolnictwa dr Jarosława Sachajko, że kolejne posiedzenie łączonych komisji w sprawie ustawy o GMO(*) odbędzie się 7 grudnia. 7 grudnia 2017 (czwartek) godz. 10:00 Komisja Rolnictwa i Rozwoju Wsi (RRW) Komisja Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa (OSZ) sala im. Wojciecha Trąmpczyńskiego (sala nr 106, bud. C) Rozpatrzenie sprawozdania Podkomisji nadzwyczajnej o rządowym projekcie ustawy o zmianie ustawy o mikroorganizmach i organizmach genetycznie zmodyfikowanych oraz niektórych innych ustaw (druk nr 1424) - kontynuacja. Tym razem jest to już na stronie sejmowej: Zgłaszajcie się SAMI do Sekretariatu Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi e-mail: krrw@ . Dobrze jest potem upewnić się/potwierdzić telefonicznie, że odebrali e-mail. Prosimy również nagłaśniajcie dalej i mamy nadzieję do zobaczenia w mocnej grupie! UWAGA! Zaproponowane przez PiS kolejne poprawki, przedstawiane, że w 100% zabezpieczają Polskę przed uprawami GMO, są nieprecyzyjne i stwarzają wiele furtek(*). Na posiedzeniach byliśmy świadkami i obiektem manipulacji. Skandalicznie potraktowano stronę społeczną podczas posiedzenia podkomisji ds. GMO. Uczestnicy tego posiedzenia (nie tylko przedstawiciele strony społecznej, ALE TAKŻE POSŁOWIE OPOZYCJI) dostali tekst poprawek (19 stron) na 5 minut przed posiedzeniem. Mimo, iż nikt nie był w stanie się zapoznać z tak obszernym materiałem, głosowanie nad całością poprawek odbyło się bez wcześniejszej dyskusji nad poszczególnymi punktami. Strona społeczna opuściła salę, bowiem nikt nie słuchał jej postulatów. Tutaj szczegóły: Link do transmisji sejmowej: Skandaliczne ignorowanie strony społecznej podczas posiedzenia komisji. Nagłośniono tylko incydent, który zapewne był przygotowany aby skompromitować stronę społeczną i nałożyć sankcje. Wiemy, że kilka osób ma zakaz wstępu do Sejmu. Takie zachowania trudno skomentować, zostawiamy to Wam. Szczegóły: UWAGA! (*)SPRAWOZDANIE PODKOMISJI NADZWYCZAJNEJ Nasze główne uwagi do tego sprawozdania poniżej. Jeżeli ktoś może wspomóc finansowo nasze działania prosimy wpłacać darowizny Z pozdrowieniami, Jadwiga Łopata i Julian Rose ========================== Międzynarodowa Koalicja dla Ochrony Polskiej Wsi - ICPPC 34-146 Stryszów 156, Poland tel./fax +48 33 8797114 biuro@ UWAGA! Nasze główne poprawki i pytania do dokumentu SPRAWOZDANIE PODKOMISJI NADZWYCZAJNEJ "Śmierć Zygielbojma" - film kosztujący zapewne wagon pieniędzy, o którym się trąbi w tvp zapraszając do kin. Po miesiącu nikt nie będzie o nim mówił. "Powrót do Jedwabnego" arcyważny film rozprawiający się z manipulacją i oszustwem Zamilczony przez władze. Polska 2021. 03 Nov 2021